Quantcast
Channel: Karina in Fashionland

Ballerina

0
0
TULLE SKIRT - FANFARONADA
T-SHIRT, NECKLACE, BAG - ZARA
SHOES - VALENTINO
EARRINGS - I AM

Chyba nikogo nie dziwi, że spódnice Fanfaronady stały się hitem. Te składające się z kilku warstw tiulu są zresztą ich flagowym produktem. Co tu dużo mówić, po prostu genialnie się układają i prezentują naprawdę okazale. Jeszcze nie tak dawno tiulowe spódniczki mogły nam się kojarzyć wyłącznie z primabalerinami, czy nawet małymi dziewczynkami. Na szczęście dziś, w świecie mody który stoi dla nas otworem, możemy zrezygnować ze sztapmowych zasad, czy stereotypów. Tiulówkę rozsławiła głównie Carrie Bradshaw, trochę dopomogły blogerki, ale najwięcej uczyniły takie domy mody jak Oscar de la Renta i (uwielbiana przeze mnie) Marchesa. Przy rozłożystej spódnicy warto jednak pamiętać o kilku zasadach. Zdecydowanie najlepiej prezentuje się z obcisłymi, jednokolorowymi t-shirtami albo body. No i koniecznie postawmy na szpilki. Niestety kilka obszernych warstw falbanek trochę poszerzy nam biodra, po co więc dodatkowo skracać sobie nogi balerinkami albo innymi płaskimi butami. ;-)


Edgy classic

0
0

Biała bluzka i czarna spódnica to klasyczne połączenie, które zawsze jest w modzie. Do takiego zestawu wystarczy dodać tylko odpowiednią biżuterię i dodatki, a strój w mgnieniu okaz zyskuje charakter. W dzisiejszym poście moim zamiarem było pokazanie białej koszuli, ale nie do końca w jej oficjalnej i ugrzecznionej formie. Wprawdzie nadal jest elegancko i zachowawczo, ale dzięki skórzanej spódnicy i wysokim obcasom cała stylizacja jest bardzo kobieca i taka... seksi? Czy jak kto woli „sexy”. Dobra, nie znoszę tego słowa, ale żadne inne nie przychodzi mi teraz do głowy, więc niech już zostanie. ;-)

Colour blocking

0
0

Przemycanie wielu kolorów do stylizacji nigdy nie było moją mocną stroną. Zdecydowanie lepiej czuję się w stonowanych barwach. Jednak na tyle mocno uwielbiam intensywny niebieski odcień, że postanowiłam trochę się nim pobawić. Cały zestaw jest więc żywy, krzykliwy i bijący po oczach. Myślę, że odrobina ekstrawagancji jeszcze nikomu nie zaszkodziła. We wszystkim jednak potrzebne jest wyczucie. Jeśli już decyduję się na stylizację typu „colour block”, to ubrania które wybieram muszą być bez ozdób, wzorów i innych elementów dekoracyjnych. To wymagający styl, jego wizytówką jest godzenie sprzeczności i brak kolorystycznych kompromisów, ale jak to mówią - ubranie to wyzwanie i chyba czasami warto je podjąć. Jak myślicie?

Born wild

0
0
JACKET, JEANS, BAG - ZARA

Nieubłaganie nadciągającą jesień coraz mocniej czuć w powietrzu. Już niedługo wszystkie zwiewne i cienkie ubrania będą musiały wylądawać na dnie szafy... smuteczek. Cóż, z drugiej strony nareszcie mogę wskoczyć w ulubiony zwyklak, w którym wyraźnie widać moją słabość do glam rockowych klimatów. Skórzana kurtka, t-shirt i obcisłe rurki. Nuda? Na szczęśli są dodatki, dzięki którym prosty i wygodny zestaw nabierze charakteru. Taki gotowiec to wybawienie w sytuacjach, kiedy zaraz muszę wyjść z domu, a strojenie się jest ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę. ;-)
ENGLISH VERSION:

Must have: biker boots

0
0

Ostatnio często pytacie mnie o moją listę „must have” na jesień. Wcześniej kilkakrotnie dodawałam już takie zestawienia, głównie przed zbliżającym się nowym sezonem. Ostatnio stwierdziłam, że takie wpisy mogłyby pojawiać się na blogu częściej. Aktualnie mam zajawkę na motocyklowe botki. Wszelkie ozdóbki, takie jak sprzączki, ćwieki, łańcuszki i zamki mile widziane. Szukając swojego ideału, pomyślałam że podzielę się z Wami moim małym przeglądem, a nuż komuś się przyda. Przygotowałam dziś subiektywne zestawienie jedenastu par tzw. „biker boots” dostępnych w sieciówkach. Macie jakieś swoje typy? U mnie wygrywa 2 i 9. Coś czuję, że już niedługo któreś z nich wzbogacą moją kolekcję. ;)

Wake me up

0
0
JACKET, SCARF, BAG - ZARA
JEANS - TOPSHOP
JUMPER - ASOS
BELT - ROYAL REPUBLIQ
SOCKS - KAPPAHL
VAGABOND SHOES - EBUTY.PL

Kupując tę beżową kurtkę, nie sądziłam że tak często będę ją nosić. Pasuje zarówno do wielobarwnych, wiosennych t-shirtów, zwiewnych, letnich sukienek i mięsistych, jesiennych swetrów. To nie tylko zasługa uniwersalnego koloru, ale też detalu w postaci baskinki, który sam w sobie wplata odrobinę kobiecości, a jak powszechnie wiadomo, to podstawa w moich zestawieniach. Od pewnego czasu szukałam też brązowych botków na płaskiej podeszwie, najlepiej sznurowanych. Vagabond nigdy nie zawodzi, tym razem ponownie się o tym przekonałam. Buty, które mam dzisiaj na sobie, nie dość że mają idealny design i świetne wykonanie, to do tego są mega wygodne. Czego chcieć więcej?
ENGLISH VERSION:

All the small things

0
0

Guerlain, och Guerlain! Naprawdę ciężko nie ulec czarowi Meteorytów, jednej z kosmetycznych legend wszechczasów. Przyznam, że dawno żaden kosmetyk mnie tak pozytywnie nie zaskoczył. Ba, wręcz powalił na kolana! Nie miałam wybujałych oczekiwaniach, zależało mi na produkcie do wykończenia makijażu. Czymś, co zarówno rozświetli, jak i zmatowi cerę, doda buzi blasku. Pif, paf! Strzał w dziesiątkę! Efekt działania tego pudru jest po prostu niesamowity, a nakładanie go to czysta przyjemność i luksus. Spotkałam się z opinią, że Météorites 01 Teint Rosé to efekt Photoshopa zamknięty w pięknej puderniczce i nie sposób się z tym nie zgodzić. Zaczerwienienia znikają, cera jest gładsza i bardziej promienna. Taka forma subtelnej poświaty, a może już magicznego pyłu? No i ten fantastyczny, uzależniający zapach. Kilka razy złapałam się nawet na tym, że otwieram puderniczkę tylko po to, żeby sobie poniuchać. Delikatną woń wyczuwam także przez pewien czas po aplikacji, z czego zresztą ogromnie się cieszę. W dodatku same kulki wyglądają jak słodkie cukierki. Co zabawne, kilku osobom musiałam nawet tłumaczyć, że to kosmetyk i absolutnie nie służy do jedzenia! ;-) Meteoryty aż żal chować do szuflady, czy kosmetyczki. U mnie stoją na toaletce i stanowią jej piękną ozdobę. Mogłabym tak rozpływać się nad tymi maleństwami bez końca, jednak trzeba też napisać, że ten puder to raczej gadżet, niż makijażowy niezbędnik i - jak żaden kosmetyk - nie zmieni problematycznej cery w idealną. Cały trik polega na grze światła. Zawarte w produkcie drobinki dają wrażenie optycznego zmiękczenia rysów i szlachetnej, naturalnie wyglądajacej świetlistości. Jak wiele kobiet, również i ja jestem typową "sroczką", która lubi ładne rzeczy i już! Koniec, kropka. Dlatego nie warto rezygnować z takich małych przyjemności. Myślę, że następnym razem skuszę się na bardziej praktyczną, sprasowaną wersję tego cudeńka. Ubolewam tylko nad tym, że kosztuje fortunę, bleh.
 

Po niezbyt udanej przygodzie z Lancôme Hypnôse Doll Eyes wracam do Bobbi Brown Everything Mascara. Ten tusz jest dosyć specyficzny, bo na każdych rzęsach wygląda inaczej. Moja siostra go nie cierpi, a ja kocham. Najbardziej za to, że nie tworzy grudek i tzw. owadzich nóżek, a przy odrobinie cierpliwości można nim wyczarować imponujący wachlarz rzęs. Pogrubia, ale cały czas robi to w sposób estetyczny. Jedna warstwa daje efekt naturalny, dwie mocniejszy, trzy bardzo wyrazisty, a dalej to już chyba bałabym się eksperymentować. W każdym razie faktycznie nie skleja, tak jak obiecuje producent. Ma genialną, elastyczną konsystencję. Osobiście przypomina mi wosk do układania włosów. Pod koniec dnia trochę się rozmazuje, ale i tak mi się podoba, bo daje fenomenalne efekty. Hipnotyzowanie spojrzeniem murowane!


Doskonale wiecie, że uwielbiam efekt mokrych ust. W mojej torebce zawsze można znaleźć błyszczyk. Od lat jestem wierna Lancôme Color Fever Gloss. Ostatnio postanowiłam jednak dać szansę Dior Addict Ultra Gloss. Sam błyszczyk jest bardzo przyjemny, ale nie może na równi konkurować z moim ulubieńcem. Nie do końca odpowiada mi aplikator w formie pędzelka, zdecydowanie bardziej lubię gąbeczkę, czy jak kto woli pacynkę. Posiadam odcień 267 Nuit de Juin. Piękny, pastelowy róż, który totalnie mnie zauroczył. Prezentuje się niesamowicie naturalnie, a jasny odcień sprawia wrażenie nieco większych i pełniejszych ust. Duży plus daję też za opakowanie, w tej kategorii chyba nie widziałam ładniejszego.


A Wy, odkryłyście ostatnio jakieś warte wypróbowania kosmetyki? Koniecznie dajcie znać! :-)

Love Illumination

0
0
DRESS - FREE PEOPLE
FAUX FUR GILET, BAG - TOPSHOP
BOOTS - RIVER ISLAND
SOCKS - RESERVED
JEWELLERY - I AM

No, taką jesień to ja rozumiem! Pogodnie, słonecznie i ciepło. Może to ostatnia szansa na włożenie zwiewnej kiecki? Nie byłabym sobą gdybym tego nie wykorzystała. Kupując sukienkę, od razu wiedziałam z czym ją połączę. To właśnie o tej porze roku futrzane kamizelki są niezastąpione. W końcu nie ma chyba lepszego stroju na jesienną aurę, niż przyjemne i puszyste wdzianko, które w każdej chwili można na siebie narzucić. Swojego ulubionego futrzaka nabyłam w zeszłym sezonie, ale coś czuję, że w tym roku także będzie stałym elementem moich stylizacji. Brązowe botki na słupku są świetną opcją, kiedy zależy mi na większym komforcie, ale nie chcę rezygnować z butów na obcasie. Myślę, że całkiem nieźle wyglądają w komplecie z grubymi skarpetkami. Biżuteria natomiast miała być taką kropką nad i. Wydaje mi się, że całość wpisuje się trochę w boho-chic, chociaż ten styl raczej kojarzy mi się z latem. Tak czy siak, mam nadzieję że Wam się spodoba. Miłego dnia! :-)

ENGLISH VERSION:

Call me maybe

0
0
CARDIGAN - PULL&BEAR
DRESS - KIMCHI BLUE
BOOTS - RIVER ISLAND
BAG -ZARA
JEWELLERY - SIX

W tym sezonie poluję na grube i mięsiste swetry, najlepiej z domieszką naturalnych włókien. Koniecznie muszą przyciągać uwagę wyraźnym splotem i oczywiście rozmiarem, opierającym się na „oversizowych” formach, które miękko otulają sylwetkę. Duży efekt, a do tego uczucie komfortowego ciepła. Od zawsze mam słabość do kontrastów i w tym przypadku również to widać. Nie mogłam się oprzeć i typowo letnią sukienkę w drobny wzór kwiatów połączyłam z ciężkimi, motocyklowymi botkami. Jest romantycznie, ale z nutką rockowego zacięcia, czyli tak jak lubię najbardziej. ;-)

ENGLISH VERSION:

Skin care

0
0

Właściwie nie wiem z czego to wynika, ale zdecydowanie częściej pojawiają się na blogu wpisy dotyczące kolorówki. Przyznam, że nie przepadam za zmianami w pielęgnacji, chociaż wiadomo, że fajnie jest się czasami "pomazać" czymś nowym i choć trochę wzbogacić nasz codzienny rytuał pielęgnacyjny. Dlatego dzisiaj chciałabym przedstawić Wam kilka moich ulubionych pozycji w kategorii oczyszczanie i nawilżanie skóry twarzy.


Jeżeli jesteście fankami naturalnych kosmetyków to mydełko Savon Noir z pewnością nie jest Wam obce. Ja naczytałam się o nim tak wiele dobrego, że po prostu musiałam je wypróbować na własnej skórze. Odkąd stosuję czarne mydło, za każdym razem jestem zachwycona jego działaniem. Jest bogate w witaminę E i nadaje się dla każdego typu skóry, a do tego doskonale oczyszcza oraz pomaga usunąć martwy naskórek i toksyny. Już po pierwszym użyciu zauważyłam, że moja cera stała się bardziej odżywiona, nawilżona i zdecydowanie milsza w dotyku. Do wad mydła muszę zaliczyć niezbyt przyjemny zapach. Na samym początku strasznie mnie drażnił, teraz na szczęście już się do niego przyzwyczaiłam. Drugim minusem może być utrudniona aplikacja kosmetyku, głównie za względu na konsystencję pasty, która trochę się ciągnie i jest nieco galaretowata.

Jak stosuję Savon Noir?

Oczyszczająca maska

Po zwilżeniu skóry twarzy ciepłą wodą, palcami nakładam odrobinę mydła, które zaczyna się lekko pienić i przybiera postać aksamitnej, kremowej masy. Całość dokładnie rozprowadzam, omijając okolice oczu. Po około pięciu minutach spłukuję kosmetyk letnią wodą, masując przy tym twarz opuszkami palców. Czasami używam też delikatnej rękawicy. Po takim zabiegu skóra jest doskonale przygotowana na przyjęcie porcji nawilżenia.

Peeling z glinką Ghassoul

Mieszam po jednej płaskiej łyżeczce Savon Noir, glinki Ghassoul i wody różanej, a do tego dodaję kilka kropel ulubionego olejku. Tak przygotowany miks nakładam na zwilżoną twarz delikatnie wklepując. Po kilkuminutowym masażu zmywam maseczkę letnią wodą. Peeling fantastycznie oczyszcza pory, łagodzi stany zapalne, zapobiega powstawaniu zaskórników, a co najważniejsze nie przetłuszcza dodatkowo mojej mieszanej cery.


Jeśli już wspomniałam o glince marokańskiej, to warto byłoby rozwinąć trochę ten temat. Ghassoul to w stu procentach naturalny kosmetyk, od wieków ogromnie ceniony w Maroku. Posiada wyjątkowe i bardzo uniwersalne właściwości. Jej skład obfituje w związki krzemu i magnezu oraz potas, wapń, glin, miedź, lit i cynk. Osoby borykające się z zanieczyszczoną skórą, czy trądzikiem będą zachwycone, ponieważ glinka ta ma działanie oczyszczające i bakteriobójcze, a także zdolność pochłaniania nadmiaru sebum oraz toksyn. Jeśli jeszcze nie miałyście okazji przetestować tego cuda, musicie spróbować!

Jak używam Glinki Ghassoul?

Maska oczyszczająco-odżywcza

Wsypuję łyżeczkę glinki do szklanego naczynia (nie powinno się używać metalowych naczyń i narzędzi). Mieszam ją z łyżeczką wody mineralnej lub różanej, do tego dodaję niewielką ilość olejku. Pod wpływem wody glinka zamienia się w rodzaj gęstej masy błotnej. Łączę ze sobą wszystkie składniki do uzyskania gładkiej konsystencji. Nakładam na twarz i pozostawiam do wyschnięcia. Od czasu do czasu, przy użyciu atomizera, zraszam maseczkę mgiełką wody lub hydrolatu. Dzięki temu unikniemy uczucia nieprzyjemnego ściągnięcia skóry. Błotnym potworem jestem przez około dwadzieścia minut, po czym obficie spłukuję maskę. Często pomagam sobie ściereczką muślinową. Efekt? Zupełnie inna twarz. Doskonale oczyszczona, idealnie matowa, jędrna, o wiele jaśniejsza. Przy regularnym stosowaniu zmniejsza się także ilość zaskórników. Dla mnie bomba!


Kiedy włącza mi się leń, często sięgam po gotowy peeling. Ostatnio bardzo polubiłam się z kosmetykami Love Me Green. Organic Energising Face Peeling ma nieziemski zapach! Produkt jest delikatny, dlatego stosuję go przeważnie wtedy, kiedy nie chcę za bardzo ingerować w ochronną warstwę mojej skóry.

Płyn micelarny Bioderma to absolutny niezbędnik w mojej porannej i wieczornej pielęgnacji. Wcześniej stosowałam klasyczną Sensibio H2O, teraz przerzuciłam się na wersję przeznaczoną do cery mieszanej i trądzikowej. Mam wrażenie, że lepiej się u mnie sprawdza. Koi i łagodzi, reguluje też pracę gruczołów łojowych.


Jeżeli buzia jest już oczyszczona i świeża zabieram się za jej nawilżenie. Idealny krem nie zapycha, musi być lekki, z powodzeniem można go nałożyć pod podkład i dobrze radzi sobie z suchymi skórkami. "Mgła" Topix spełnia swoje zadanie w stu procentach. Krem polecił mi mój dermatolog i jestem ogromnie zadowolona z działania tego produktu. Świetnie sprawdza się w trakcie laseroterapii. Łagodzi podrażnienia, działa przeciwzapalnie i przyspiesza gojenie skóry po zabiegach kosmetycznych.

Natomiast do zadań specjalnych niezastąpiony jest Avene TriAcneal. Stosuję go na noc, kilka razy w tygodniu, jako środek wspomagający kurację laserową. Doskonale radzi sobie ze złuszczaniem, twarz po nim jest gładziutka, rozjaśniona, pełna blasku. Jeżeli chodzi o drobne niedoskonałości, które mi się czasem zdarzają, to w tej kwestii także spisuje się rewelacyjnie. Naprawdę polecam, jest wart wypróbowania przede wszystkim ze względu na swoją skuteczność.


Dajcie znać czego teraz używacie i czy miałyście do czynienia z powyższymi produktami. :-)

Grape

0
0

Ciepły, miły w dotyku, no i ten świetny kolor – po prostu sweter idealny! Do tego baskinka, którą darzę miłością bezgraniczną. Chyba nic tak fantastycznie nie podkreśla talii, jak ten pofalowany kawałek materiału. Jak dotąd to mój ulubiony jesienny zakup w tym roku. Myślę, że ten sweter jest wręcz stworzony by łączyć go ze spodniami z wysokim stanem. Ja postawiłam na dopasowane rurki z połyskiem, żeby dodatkowo wyeksponować nogi, co po części nie mogłoby się udać bez niebotycznych obcasów. Uprzedzając pytania, wbrew pozorom buty są całkiem wygodne. Strasznie je polubiłam, więc pewnie często będą się przewijać na blogu.

Koniecznie zdradźcie, czy udało Wam się ostatnio upolować coś fajnego w sklepach. :-)
ENGLISH VERSION:

Must have: sweaters

0
0

Poprzedni wpis z serii "must have" przyjęliście bardzo entuzjastycznie. Obiecałam więc, że niebawem pojawią się kolejne i słowa dotrzymuję. Dzisiaj mam dla Was przegląd nierozpinanych swetrów, jakie ostatnio udało mi się wyszukać w sklepach i które wołają do mnie "mamo!". ;-) W mojej szafie zdecydowanie brakuje swetrów, a zwłaszcza tych nietypowych i kolorowych. Wierzcie lub nie, ale naprawdę ciężko dorwać fajnego "cieplucha" z nietypowym nadrukiem, w optymistycznych barwach i rozsądnej cenie. Wszędzie tylko szarości, czerń, granat i bordo. Od czego są jednak sklepy internetowe? Nareszcie zakupy stają się wielką przyjemnością, bez stania w kilometrowych kolejkach i zaglądania do każdego kąta galerii handowej. Zresztą mam wrażenie, że kupując stacjonarnie często przegapiam naprawdę ciekawe ubrania. A jak jest z tym u Was? Wolicie wcześniej przymierzyć i dotknąć jakąś rzecz, zanim zdecydujecie się na zakup, czy tak jak ja, stawiacie na zakupy online? No i nie zapomnijcie napisać, który z powyższych swetrów najbardziej przypadł Wam do gustu. Ja nie mogłabym się zdecydować tylko na jeden. ;-)

Thinking about you

0
0

Buty sięgające za kolana są tegorocznym hitem. Przyznam, że zupełnie nie jestem zaskoczona. Zresztą dla mnie to raczej podstawowe obuwie na obecny sezon. Mam już w swojej kolekcji wersję wykonaną ze skóry licowej - kozaki są mocno dopasowane i tym samym mniej praktyczne, dlatego najczęściej noszę je do rajstop albo legginsów. W tym roku skusiłam się na nieco luźniejsze i zamszowe cholewki, świetnie wyglądają także w połączeniu ze spodniami. Natomiast wszelkiego rodzaju futerka to nieodłączny element moich jesiennych i zimowych stylizacji. Nic nie grzeje tak, jak milutki futrzak. Dobrze wiecie, że jestem ich ogromną fanką. W powietrzu coraz mocniej czuć zimową aurę, tylko czekać, aż mróz rozgości się na dobre, a wtedy będę przygotowana! ;-)

ENGLISH VERSION:

Green

0
0
JACKET - Y.A.S
JUMPER - ASOS
JEANS - WAREHOUSE
SHOES - TOPSHOP
BAG - ZARA
BELT - OGIO DESIGN
NECKLACE - I AM

Dzisiaj postawiłam na optymistyczne kolory, chyba trochę na przekór tej paskudnej, szaroburej aurze. Niby nic dziwnego, mamy już przecież koniec listopada. Mimo to wszyscy dookoła (włącznie ze mną) narzekają na niskie temperatury, jakby było to coś nadzwyczajnego o tej porze roku. Od dłuższego czasu zieleń przeżywa swój wielki „come back”. Prym wiodą odcienie miętowe, butelkowe i szmaragdowe oraz khaki. Przyznam, że nigdy wybitnie nie przepadałam za zielenią, ale motocyklowa kurtka w tym wydaniu od razu podbiła moje serducho. Świetnie wygląda w połączeniu z czernią i bielą, ale tym razem postanowiłam złamać monotonię i z premedytacją wykorzystałam do tego intensywny, słodki róż. Dzięki temu zielona ramoneska prezentuje się jeszcze bardziej efektownie.


Przy okazji, chciałabym Was również zachęcić do wzięcia udziału w konkursie Big Active „Moda na dużą zieloną”.

Nagrody do zgarnięcia:

- 4 iPady,

- 100 koszulek SHE/S A RIOT,

- 100 zielonych parasolek,

- 200 eko toreb SHE/S A RIOT.

Co należy zrobić? Wystarczy wejść na stronę Big Active i udzielić prawidłowej odpowiedzi na trzy proste pytania. Dzięki temu otrzymacie nagrodę gwarantowaną - kod VOD do sekcji Kino z Big Active, który umożliwi Wam bezpłatne obejrzenie jednego z dostępnych w Kinoplexie filmów. Macie ochotę powalczyć o nagrody rzeczowe? W tym celu trzeba zrobić ciekawe zdjęcie z opakowaniem zielonej herbaty Big Active i umieścić je na stronie konkursowej. Jury wybierze i nagrodzi najfajniejsze prace. Konkurs trwa od 22 listopada do 19 grudnia 2013 roku. Więcej szczegółowych informacji znajdziecie w regulaminie.

Dodatkowo mam dla Was zestawy gadżetów. Pięć pierwszych osób, które prześlą na mój adres e-mail potwierdzenie zgłoszenia w konkursie (to może być kod VOD albo zdjęcie, które zamieściliście w konkursie) otrzyma upominki od marki Big Active. Wiadomości ślijcie na: karinainfashionland@gmail.com. Powodzenia!


Advertisement

Military coat

0
0

Płaszcze w stylu militarnym to jedne z moich ulubionych. W garderobie mam już kilka granatowych, ale to właśnie ten w kolorze khaki lubię najbardziej. Wbrew pozorom, taki przyjemny dla oka odcień, jest dosyć trudny w noszeniu i to nie tylko dlatego, że nieodłącznie kojarzy się z wojskiem. Osobiście podchodzę do tego trendu bardzo bezpiecznie i klasycznie. Według mnie zgniła zieleń pasuje tylko do bieli i czerni. Może jeszcze bordo by przeszło, ale też nie do końca. Każdy inny kolor może być już ryzykowny. W tym modelu najbardziej podoba mi się luźny krój i mała ilość dodatków w postaci elementów mundurowych. Pagony, metalowe guziki, stójka – co za dużo, to nie zdrowo. Widoczne zamki i przeszycia na rękawach są wystarczające. Reszta stroju stanowi idealne tło dla oliwkowego płaszcza. Ubierając się wyłącznie na czarno, warto pobawić się fakturami materiałów. Ja postawiłam na przyjemny w dotyku kaszmirowy golf, rozkloszowaną i skórzaną spódnicę oraz zamszowe botki, które także z powodzeniem wpisują się w styl militarny.


Blue sky

0
0
JUMPER - TARANKO
COAT, JEANS - RIVER ISLAND
BOOTS - TOPSHOP
BAG - MARC B.
WATCH - MICHAEL KORS
SUNNIES - RAY-BAN

W tym sezonie swetry z golfami wracają do łask. Osobiście bardzo się cieszę, bo w końcu moda myśli również o krajach, gdzie przez większość dni w roku jest zimno. Golfy w różnych wersjach, nawet tych skórzanych, pojawiły się na jesienno-zimowych pokazach wielkich projektantów. Jeżeli natura nie obdarzyła nas bardzo dużym biustem, to bez obaw możemy stawiać na nie przez najbliższe miesiące. Dla mnie idealny golf jest wykonany z naturalnych, miękkich i przyjemnych w dotyku materiałów. Uwielbiam otulić się takim ciepłym kołnierzem. Może nie są do końca twarzowe, ale bardzo praktyczne. Dzięki nim możemy zrezygnować z szalika, bo wystarczy jedynie płaszcz albo kurtka, żeby stawiać czoła chłodom. Moje zamiłowanie do kobaltu już znacie, dzisiaj kolejna odsłona stylizacji z użyciem tej pięknej barwy. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.

ENGLISH VERSION:

New in: cosmetics

0
0

Guerlain Parure de Lumière Fluid to moje nowe, kosmetyczne znalezisko. Chociaż teoretycznie w przypadku mojej mieszanej i skłonnej do niedoskonałości cery ten podkład w ogóle nie powinien się sprawdzić. Średnie krycie, rozświetlenie, a do tego lekka i nawilżająca formuła. Nic dziwnego, że w perfumerii przechodziłam obok niego zupełnie obojętnie. Zwłaszcza, że ten fluid to totalne przeciwieństwo mojego ulubionego Double Wear Estee Lauder. Gdyby nie próbka, którą otrzymałam przy zakupie jakiegoś innego kosmetyku, pewnie nigdy nie odkryłabym tego fantastycznego podkładu. Mimo, że najjaśniejszy dostępny u nas odcień 02 Beige Clair okazał się dla mnie za ciemny o jakieś dwa tony (producent chyba myśli, że w Polsce nie ma kobiet z porcelanową skórą), postanowiłam zaryzykować i zamówić online 01 Beige Pale. Byłoby o wiele lepiej, gdyby nie wpadał w róż, ale na szczęście nie ma tragedii. Szklana butla jest ładna, prosta i bez udziwnień. Posiada pompkę dozującą rozsądną ilość produktu i pozwalającą na kontrolę ilości. Kosmetyk ma piękny i subtelny różany zapach. Absolutnie nie męczy na dłuższą metę, co bardzo chwalę. Niby czynnik niewpływający na sam produkt, ale jednak ważny. Konsystencja jest bajeczna. Dosyć rzadka, lekka i jakby puszysta. Podkład genialnie się rozprowadza, nie roluje ani nie zostawia smug. Nie podkreśla też suchych skórek, strupków, nie wchodzi w zmarszczki mimiczne, nie kumuluje się przy skrzydełkach nosa. Fluid zapewnia cerze komfort, jest aksamitny w dotyku. No cudeńko! Kryje bardzo delikatnie. W sumie to powiedziałabym, że bardziej wyrównuje koloryt skóry, niż koryguje nasze niedoskonałości. To coś w stylu kremów BB z dającym modny ostatnio efekt „dewy”. Wykończenie jest satynowe, świetliste. Skóra otulona jest jedwabistym woalem i wygląda promiennie, świeżo. Nie ma tu także drobinek rozświetlających, podkład jakby sam w sobie odbija światło. Po prostu klasa. Niestety na tłustej i mieszanej skórze subtelny połysk stosunkowo szybko przechodzi w mało estetyczny błysk i konieczne są poprawki. Ja sięgam wtedy po słynne meteoryty tej samej marki. Szkoda, że latem na pewno będę musiała z niego zrezygnować. Obawiam się, że będzie bardzo szybko spływał z mojej twarzy. Posiadaczki cer suchych powinny być jednak zachwycone.


Kolejną perełką w moich zbiorach jest legendarne mydło Aleppo (nazwa pochodzi od miasta będącego od wieków głównym ośrodkiem produkcji). Która z nas nie słyszała o jego cudowtwórczym działaniu? Aleppo to w stu procentach naturalny kosmetyk, który świetnie oczyszcza i dezynfekuje skórę. Posiada zalety lecznicze dzięki składnikom antyseptycznym (olej laurowy), a także właściwości zabliźniające i nawilżające (olej laurowy, oliwa z oliwek), które odnawiają warstwę hydrolipidową. Najprościej rzecz ujmując - im więcej oleju laurowego, tym większe działanie terapeutyczne. Przyznam, że już nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji twarzy i ciała bez tego mydełka. Pokochałam je! Ostatnio przez pomyłkę kupiłam kostkę ze zbyt wysoką zawartością oleju laurowego, więc na razie produkt stosuję na zmianę z emulsją micealarną Cetaphil. Oczywiście trzeba liczyć się z tym, że jak w przypadku każdej pielęgnacji naturalnej, na większą poprawę stanu skóry trzeba trochę poczekać, jednak zapewniam Was – warto!


Odżywkę Schwarzkopf Professional Essensity mogłyśmy znaleźć w ostatnim Glossyboxie. Pozytywnie mnie zaskoczyła. Ma bardzo dobry skład i przyjemną konsystencję. Wygładza powierzchnię włosa, wyrównując jego strukturę. Fajnie nawilża włosy, pasma zdecydowanie lepiej się rozczesują. Odżywki nie są tak treściwie jak maseczki, dlatego często z nich rezygnuję, jednak ta spełnia swoje zadanie bardzo dobrze i chętnie zużyję całe opakowanie.

Polubiłam się też z kremem ghd Straight & Tamedo. Prawie po każdym myciu włosów nakładam na kilka minut maskę, więc spokojnie mogłabym zrezygnować z kosmetyków bez spłukiwania. Jeśli jednak mogę dostarczyć moim włosom dodatkową porcję nawilżenia i wygładzenia bez ich niepotrzebnego obciążania to jestem za.


Kosmetyki Joico przewinęły się tutaj mnóstwo razy. To jedne z moich ulubionych produktów do włosów. Zawsze do nich wracam, naprawdę działają cuda. Do tej pory myślałam, że nic nie pobije maseczki Intense Hydrator z serii K-PAK. Myliłam się! Dopiero w połączeniu z nawilżającym olejkiem wzmacniającym Color Therapy Resorative efekt jest doskonały. Zauważyłam spektakularną zmianę kondycji moich włosów. Kosmyki nareszcie przestały się tak bardzo elektryzować, a mam z tym spory problem o tej porze roku. Są niesamowicie gładkie, miękkie i nawilżone. To pewny sposób na zdrowo wyglądające włosy.


Szminka w idealnym odcieniu bordo? Zdecydowanie MAC Diva. Uwielbiam jej konsystencję, jakość i mocny kolor. Jest bardzo wydajna, świetnie się rozprowadza i zostaje dokładnie tam gdzie powinna być. Kolor jest mocno napigmentowany i głęboki, dzięki czemu szminka dobrze kryje. Jest też bardzo trwała, potrafi wytrzymać na ustach nawet kilka godzin. Nie zbiera się w zagłębieniach, nie zbryla. Z tą pomadką usta zawsze wyglądają dobrze.



Letnie zapachy Escady są niezwykle radosne, wesołe i niezobowiązujące. Dużo w nich soczystych, pysznych owoców. Taka też jest woda Rockin' Rio, którą wywąchałam jakiś czas temu u siostry. Mimo, że bardziej pasuje mi na letnie dni i wieczory, to lubię się nią psiknąć także zimą. Od razu przypominają mi się wakacje, ciepło, leniuchowanie i beztroska. Zdecydowanie wprawia w pozytywny humor.


Wy także nie zapomnijcie się pochwalić, co nowego wpadło do Waszych kosmetyczek w tym miesiącu. ;-)

Mustard hat

0
0

Czapki to dla mnie zmora dzieciństwa. Zresztą dla kogo nie? Wciskane siłą na głowy przez troskliwych rodziców. Pamiętam jak dziś, gdy w szkolnych czasach chadzałam w czapce, ale tylko do momentu, w którym kończył się zasięg wzroku mojej mamy. Później wełniany koszmarek błyskawicznie wędrował do kieszeni. Całe szczęście, że z wiekiem przybywa trochę więcej rozumu. Dziś u mnie zimą bez czapki ani rusz i jeśli mam wybierać między bujną czupryną, a milutkim ciepłem zawsze wygrywa to drugie. Ciekawe, jak jest z tym u Was? Lubicie dziergane nakrycia głowy, czy raczej szukacie pretekstu, żeby ich nie zakładać? ;-)

Skin rocca

0
0
JACKET - WHISTLES
JUMPER - MEDICINE
JEANS - ACNE
BOOTS - RIVER ISLAND
RING - SIX
NECKLACE - TOMSHOT
WATCH - MORGAN

Jej zakup nie może być pomyłką, to klasyka ponad wszystko. Nieprzerwanie pojawia się na wybiegach i ulicy. Mowa oczywiście o skórzanej kurtce. Ta oversizowa i podszyta kożuszkiem, widniała na mojej liście marzeń od bardzo dawna. Odkąd pamiętam wzdychałam do Velocite. Teraz cieszę się, że jej nie zamówiłam, bo udało mi się nieźle zaoszczędzić. Wszystko za sprawą tego modelu, który także mnie zachwycił, a krojem i jakością wykonania niemalże w ogóle nie odbiega od tego wymarzonego. W kurtkach-pilotkach najbardziej lubię to, że same w sobie tworzą całą stylizację. W dodatku robią to w spektakularny sposób, dodając mocnego pazura. To jedna z tych rzeczy, które trzeba lub przynajmniej warto mieć w swojej szafie - pasuje do wszystkiego i wszystkim. Aktualnie moje ulubione połączenie: z dżinsami od Acne (ten patent z zamkiem z tyłu spodni jest super!) i siateczkowym swetrem, pod który zakładam krótki top albo gorset, do tego obowiązkowo botki na wysokim obcasie. Gotowe!

Korzystając z okazji, chciałabym wszystkim moim wspaniałym Czytelnikom złożyć serdeczne życzenia. Kochani, pełnych spokoju i radości Świąt Bożego Narodzenia, wypoczynku w rodzinnym gronie oraz optymizmu i energii na nadchodzący Nowy Rok. Objedzcie się przysmakami, nie martwiąc się o wagę! ;-)

Happy New Year!

0
0

Podsumowujący zlepek wybranych stylizacji z całego roku to już taka mała tradycja na moim blogu. Aż trudno uwierzyć, że taki wpis pojawia się tutaj już trzeci rok z rzędu. Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie przez taki szmat czasu systematycznie zajmować się blogowaniem. Dzisiaj mogę z dumą oświadczyć, że nawet moja leniwa natura i wrodzone skłonności do rezygnowania mi w tym nie przeszkodziły. Jupi! Blog bez wątpienia stał się częścią mojego życia. Nawet jeżeli pojawia się okres chwilowego przestoju i tak zawsze tutaj wracam. Zresztą patrząc na poprzednie lata, widzę że to chyba normalna sytuacja. Zapadam w swojego rodzaju sen zimowy, a dopiero na wiosnę odżywam, budzę się z letargu. To dla mnie najlepszy okres na modowe eksperymenty i wreszcie mogę być sobą. Wniosek nasuwa się sam, blogowanie zwyczajnie uzależnia. Dużą rolę odegraliście w tym Wy, moi Czytelnicy. Muszę to przyznać, jesteście wspaniali. Dziękuję za wszystkie e-maile, za każdy, choćby najkrótszy komentarz, za to, że cały czas chętnie tutaj zaglądacie i razem ze mną tworzycie tego bloga. Życzę Wam wszystkiego najlepszego w nadchodzącym 2014 roku!

ENGLISH VERSION:


Ciekawa jestem, który zestaw najbardziej Wam się spodobał i utkwił w pamięci. :)

Party time

0
0
DRESS - IVYREVEL
COAT - WAREHOUSE
SHOES - CHRISTIAN LOUBOUTIN
BAG - MARC B.
TIGHTS - GATTA
JEWELLERY - I AM

Przyznam, że moja sylwestrowa stylizacja powstała na ostatnią chwilę. Bezowocnie rozmyślałam nad nią przez dłuższy czas. Pomysł na zestaw z tą sukienką zrodził się w sumie z braku laku. „Kolejny rok, kolejna cekinowa kiecka?” – pomyślałam. Kurczę, no nic nie poradzę na to, że tak je uwielbiam! Była już złota i granatowa. Co więc powiecie na tę? Od pozostałych różni się tym, że ma kuszące wycięcie odsłaniające plecy i długie rękawy. Migoczące we wszystkich odcieniach zieleni punkciki przywodzą mi na myśl pokryty łuską syreni ogon. Bajkowo! Jak na mnie przystało, reszta stroju jest stonowana i klasyczna. Może nawet rochę elegancka. Wprawdzie sylwester rządzi się swoimi prawami, ale w tym przypadku wolałam pozostać wierna swoim przekonaniom, że co za dużo, to niezdrowo. ;-)

ENGLISH VERSION:

Gold tops

0
0

Zima w tym roku bardziej przypomina jesień. Żeby nie było, absolutnie nie narzekam, wręcz przeciwnie. Mrozu nie ma, śnieg nie sypie i dzięki temu cały czas mogę korzystać z ubrań przeznaczonych na łagodniejsze temperatury. Płaszcz w kolorze wielbłądziej wełny kupiłam kilka sezonów temu. Muszę przyznać, że na początku obawiałam się, że bardzo szybko będzie się brudził. Jestem małą gapą i często nie zwracam uwagi o co się opieram albo gdzie siadam. Na szczęście nadal całkiem nieźle wygląda i zdecydowanie wybija na tle wszechobecnej czerni i szarości. Cały zestaw jest bardzo prosty, uwielbiam nosić się tak na co dzień. Niedługo chyba wrosnę w woskowane spodnie. Nieco elegancji dodaje biała koszula, ale najbardziej charakterystycznym elementem są tutaj buty. Złote czubki przyciągają spojrzenia jak magnes, ja też zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia.

ENGLISH VERSION:


Winter pastels

0
0
BRACELET, EARRINGS - I AM

Czyste szaleństwo! W końcu udało mi się przełamać (chociaż opcja spędzenia dnia pod ciepłym kocem była bardzo kusząca) i zrobić kilka zdjęć w tej paskudnej, zimowej aurze. Tak, dwa stopnie na plusie to dla mnie istna tragedia. Cóż poradzić, tak bardzo nie znoszę zimy. Wszędzie tylko słyszę i czytam o przeziębieniach. Jak dobrze, że na razie jakoś się trzymam i jeszcze nic mnie nie dopadło. Lepiej jednak nie zapeszać i za wcześnie się nie cieszyć. Zgodnie z trendami i na przekór pogodzie zarzuciłam na siebie płaszcz w cukierkowym, bladoróżowym odcieniu. Pastele może i nie są za bardzo praktyczne, zwłaszcza o tej porze roku, ale na pewno skutecznie poprawiają humor. Zawsze podobało mi się połączenie landrynkowych kolorów z szarością i kontrastującą czernią na dodatkach. Dzisiaj postanowiłam wprowadzić taki zestaw w życie. Chyba wyszło nie najgorzej, jak myślicie? ;-)

ENGLISH VERSION:

Check it out!

0
0
JACKET, SCARF, BAG - ZARA
SKIRT - OH MY LOVE
JUMPER - AX PARIS
BOOTS - BIANCO
SUNNIES - RAY-BAN
JEWELLERY - SIX

Czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości co do tego, że w tym sezonie rządzi krata? Na pewno nie! Jest dosłownie na wszystkim, ma różne rozmiary i kolory. To jeden z najbardziej kultowych wzorów. I chociaż najbardziej lubię ją na koszulach, to ta rozkloszowana spódnica od razu wpadła mi w oko. Dzisiaj w wersji rockowej, ale w głowie mam już na nią kilka innych pomysłów. Sama nie wierzę, że to piszę, ukochane Emu schowałam do szafy na rzecz kozaków, które widzicie na powyższych zdjęciach. Pasują do wszystkiego, są mega wygodne, no i cholewki nareszcie nie odstają mi na pół metra. Jednak to po części także zasługa pogody. W Krakowie niemalże wiosna. Jejku, aż chce się żyć! ;-)

ENGLISH VERSION:

Atrederm

0
0

Dostaję od Was mnóstwo pytań o kurację retinoidami, dlatego pokrótce postaram się podzielić moim, kto wie czy nie najważniejszym, odkryciem w pielęgnacji.

Mam skórę mieszaną, skłonną do niedoskonałości. Kilka lat temu zorientowałam się, że kluczem do sukcesu jest jej systematyczne złuszczanie i na stałe zaprzyjaźniłam się z dermokosmetykami na bazie kwasów i retinolu. Oczywiście poprawa była widoczna, ale nie satysfakcjonująca. Jakiś czas temu, zupełnie przypadkiem, trafiłam na pewnego bloga i to był przełom.


Właściwie to chciałam opisać Wam Atrederm własnymi słowami, ale nie zrobię tego lepiej, a na pewno nie przedstawię tak fachowo, jak Ziemolina. Po prostu nic dodać, nic ująć. Pozostaje tylko podziękować! :-)

Skupię się zatem na aktualnej pielęgnacji, którą od czasu stosowania wyżej wymienionego płynu musiałam diametralnie zmienić. Na samym początku kuracji wygląd mojej cery przejściowo się pogorszył. Zaczęła się lekko łuszczyć i była delikatnie zaczerwieniona oraz przesuszona. Bez problemu ukrywałam to jednak pod makijażem. Jak się wcześniej dowiedziałam, jest to zupełnie normalne i po jakimś czasie ustępuje. Można też spróbować nakładać płyn rzadziej, np. co 2-3 dzień. W trakcie leczenia trzeba naprawdę porządnie nawilżać skórę. Ja traktowałam ją z największą czułością i delikatnością, chuchałam i dmuchałam. Podstawą stała się równowaga między złuszczaniem, a nawilżaniem. Kosmetyki jakich dotąd używałam zupełnie nie działały. Na okres kuracji pożegnałam je i zamieniłam na te, przeznaczone do skóry wrażliwej i suchej. Nie obyło się też bez produktów kojących. Poniżej lista tych, które sprawdziły się u mnie najlepiej.


Woda termalna w sprayu Avène.

Pomyśleć, że nigdy wcześniej nawet nie przypuszczałam, że może być mi potrzebna. Dzisiaj woda termalna jest produktem, bez którego nie umiem się już obejść. Koi, odświeża, chłodzi. W przypadku tej konkretnej nie mam większych zastrzeżeń, jedynie drażni mnie to, że trzeba odczekać kilka minut i osuszyć buzię. Dlatego gdy skończy mi się butelka pewnie wypróbuję Uriage.


Płyn micelarny Bioderma.

O tym micelu napisano już w zasadzie wszystko. Klasyka sama w sobie. Obowiązkowa pozycja w mojej kosmetyczce. Idealny do odtłuszczenia skóry i demakijażu.


Serum intensywnie nawilżające Bioderma Hydrabio.

Pokochałam za aksamitną, lekką i świeżą konsystencję. Genialnie nawilża skórę. Hipoalergiczne, nie zawiera parabenów, nie zatyka porów. Stanowi doskonałą bazę pod makijaż. Teraz możecie dostać to serum razem z kremem Légere, który również bardzo polecam, na fajnej promocji w aptece Ziko.


Ochronny krem intensywnie kojący La Roche-Posay Toleriane.

Nawilża i chroni skórę, łagodzi podrażnienia, zmniejsza przekrwienie i zaczerwienienia. Natychmiast redukuje uczucie pieczenia i swędzenia, szybko się wchłania bez konieczności wcierania. Skóra odzyskuje na długo uczucie komfortu. Z kremów La Roche-Posay godne polecenia są również Toleriane Ultra i Effaclar H.


Krem pod oczy Vichy Liftactiv Retinol HA.

Dedykowany kobietom po trzydziestym roku życia. Ja używam prewencyjnie, aby starzeć się wolniej. Krem przeważnie nakładam tylko na noc.


Balsam do ciała, emulsja micelarna i krem lipoaktywny Cetaphil.

Doskonale znacie moją miłość do produktów Cetaphil, pisałam o nich już wiele razy. Są łagodne, nie zawiera substancji drażniących, alergizujących i spełniają swoje zadanie w stu procentach.

Matująca emulsja do twarzy Vichy Capital Soleil Anti-Brillance SPF 50.

Skóra poddawana ciągłemu złuszczaniu potrzebuje bezwzględnej ochrony UV. Filtr Vichy jest doskonały! Nie zostawia białych smug, nadaje się pod makijaż, naprawdę matuje, a przy tym nawilża. Stworzony specjalnie dla cery mieszanej, tłustej i trądzikowej.


W tej chwili minęło już sporo czasu od rozpoczęcia mojej kuracji, skórę mam gładką i oczyszczoną, chociaż w dalszym ciągu jest trochę ściągnięta i łuszcząca. Zdecydowanie mniej przetłuszcza się w ciągu dnia. Patrzę w lustro i nawet jakbym chciała, to nie mam czego wycisnąć. ;-)

A Wy, znacie Atrederm?





Latest Images