Właściwie nie wiem z czego to wynika, ale zdecydowanie częściej pojawiają się na blogu wpisy dotyczące kolorówki. Przyznam, że nie przepadam za zmianami w pielęgnacji, chociaż wiadomo, że fajnie jest się czasami "pomazać" czymś nowym i choć trochę wzbogacić nasz codzienny rytuał pielęgnacyjny. Dlatego dzisiaj chciałabym przedstawić Wam kilka moich ulubionych pozycji w kategorii oczyszczanie i nawilżanie skóry twarzy.
Jeżeli jesteście fankami naturalnych kosmetyków to mydełko Savon Noir z pewnością nie jest Wam obce. Ja naczytałam się o nim tak wiele dobrego, że po prostu musiałam je wypróbować na własnej skórze. Odkąd stosuję czarne mydło, za każdym razem jestem zachwycona jego działaniem. Jest bogate w witaminę E i nadaje się dla każdego typu skóry, a do tego doskonale oczyszcza oraz pomaga usunąć martwy naskórek i toksyny. Już po pierwszym użyciu zauważyłam, że moja cera stała się bardziej odżywiona, nawilżona i zdecydowanie milsza w dotyku. Do wad mydła muszę zaliczyć niezbyt przyjemny zapach. Na samym początku strasznie mnie drażnił, teraz na szczęście już się do niego przyzwyczaiłam. Drugim minusem może być utrudniona aplikacja kosmetyku, głównie za względu na konsystencję pasty, która trochę się ciągnie i jest nieco galaretowata.
Jak stosuję Savon Noir?
Oczyszczająca maska
Po zwilżeniu skóry twarzy ciepłą wodą, palcami nakładam odrobinę mydła, które zaczyna się lekko pienić i przybiera postać aksamitnej, kremowej masy. Całość dokładnie rozprowadzam, omijając okolice oczu. Po około pięciu minutach spłukuję kosmetyk letnią wodą, masując przy tym twarz opuszkami palców. Czasami używam też delikatnej rękawicy. Po takim zabiegu skóra jest doskonale przygotowana na przyjęcie porcji nawilżenia.
Peeling z glinką Ghassoul
Mieszam po jednej płaskiej łyżeczce Savon Noir, glinki Ghassoul i wody różanej, a do tego dodaję kilka kropel ulubionego olejku. Tak przygotowany miks nakładam na zwilżoną twarz delikatnie wklepując. Po kilkuminutowym masażu zmywam maseczkę letnią wodą. Peeling fantastycznie oczyszcza pory, łagodzi stany zapalne, zapobiega powstawaniu zaskórników, a co najważniejsze nie przetłuszcza dodatkowo mojej mieszanej cery.
Jeśli już wspomniałam o glince marokańskiej, to warto byłoby rozwinąć trochę ten temat. Ghassoul to w stu procentach naturalny kosmetyk, od wieków ogromnie ceniony w Maroku. Posiada wyjątkowe i bardzo uniwersalne właściwości. Jej skład obfituje w związki krzemu i magnezu oraz potas, wapń, glin, miedź, lit i cynk. Osoby borykające się z zanieczyszczoną skórą, czy trądzikiem będą zachwycone, ponieważ glinka ta ma działanie oczyszczające i bakteriobójcze, a także zdolność pochłaniania nadmiaru sebum oraz toksyn. Jeśli jeszcze nie miałyście okazji przetestować tego cuda, musicie spróbować!
Jak używam Glinki Ghassoul?
Maska oczyszczająco-odżywcza
Wsypuję łyżeczkę glinki do szklanego naczynia (nie powinno się używać metalowych naczyń i narzędzi). Mieszam ją z łyżeczką wody mineralnej lub różanej, do tego dodaję niewielką ilość olejku. Pod wpływem wody glinka zamienia się w rodzaj gęstej masy błotnej. Łączę ze sobą wszystkie składniki do uzyskania gładkiej konsystencji. Nakładam na twarz i pozostawiam do wyschnięcia. Od czasu do czasu, przy użyciu atomizera, zraszam maseczkę mgiełką wody lub hydrolatu. Dzięki temu unikniemy uczucia nieprzyjemnego ściągnięcia skóry. Błotnym potworem jestem przez około dwadzieścia minut, po czym obficie spłukuję maskę. Często pomagam sobie ściereczką muślinową. Efekt? Zupełnie inna twarz. Doskonale oczyszczona, idealnie matowa, jędrna, o wiele jaśniejsza. Przy regularnym stosowaniu zmniejsza się także ilość zaskórników. Dla mnie bomba!
Kiedy włącza mi się leń, często sięgam po gotowy peeling. Ostatnio bardzo polubiłam się z kosmetykami Love Me Green. Organic Energising Face Peeling ma nieziemski zapach! Produkt jest delikatny, dlatego stosuję go przeważnie wtedy, kiedy nie chcę za bardzo ingerować w ochronną warstwę mojej skóry.
Płyn micelarny Bioderma to absolutny niezbędnik w mojej porannej i wieczornej pielęgnacji. Wcześniej stosowałam klasyczną Sensibio H2O, teraz przerzuciłam się na wersję przeznaczoną do cery mieszanej i trądzikowej. Mam wrażenie, że lepiej się u mnie sprawdza. Koi i łagodzi, reguluje też pracę gruczołów łojowych.
Jeżeli buzia jest już oczyszczona i świeża zabieram się za jej nawilżenie. Idealny krem nie zapycha, musi być lekki, z powodzeniem można go nałożyć pod podkład i dobrze radzi sobie z suchymi skórkami. "Mgła" Topix spełnia swoje zadanie w stu procentach. Krem polecił mi mój dermatolog i jestem ogromnie zadowolona z działania tego produktu. Świetnie sprawdza się w trakcie laseroterapii. Łagodzi podrażnienia, działa przeciwzapalnie i przyspiesza gojenie skóry po zabiegach kosmetycznych.
Natomiast do zadań specjalnych niezastąpiony jest Avene TriAcneal. Stosuję go na noc, kilka razy w tygodniu, jako środek wspomagający kurację laserową. Doskonale radzi sobie ze złuszczaniem, twarz po nim jest gładziutka, rozjaśniona, pełna blasku. Jeżeli chodzi o drobne niedoskonałości, które mi się czasem zdarzają, to w tej kwestii także spisuje się rewelacyjnie. Naprawdę polecam, jest wart wypróbowania przede wszystkim ze względu na swoją skuteczność.
Dajcie znać czego teraz używacie i czy miałyście do czynienia z powyższymi produktami. :-)