Od jakiegoś czasu, raz w miesiącu do moich drzwi puka kurier, który doręcza mi kosmetyczne pudełko-niespodziankę. Zawartością Glossybox'a chwalę się głównie na Facebooku, ale tym razem niemalże wszystkie produkty świetnie trafiają w mój gust i potrzeby. Pomyślałam więc, że warto wspomnieć o nich także na blogu. W marcowym wydaniu, tradycyjne pudełko zostało zamienione na czarną, ortalionową kosmetyczkę o dosyć sporych rozmiarach, a w niej można było znaleźć pięć produktów - dwa pełnowymiarowe i trzy miniaturki plus gratisy.
Paskudnie (tak, paskudnie!) słodki lotion Pink Chiffon, przypomniał mi o moim dzieciństwie. Uwierzycie? Pamiętam te czasy, kiedy odwiedzała mnie kuzynka ze Stanów. Zawsze miała przy sobie mnóstwo kremów, mgiełek i innych dupereli tego typu. Wata cukrowa, pudrowe landrynki, lody waniliowe - wszystkie te zapachy zamknięte były właśnie w takich rozkosznych, kolorowych i malutkich buteleczkach. Jak ja jej zazdrościłam! To zabawne, ale tak właśnie było. I choć teraz pewnie przez myśl by mi nie przeszło, żeby kupić ten balsam, to i tak cieszę się, że mam go w swojej kosmetyczce. Tego jedynego i ulubionego z Neutrogeny nie przebije, ale chociaż jest różowy! ;-)
![]()
Najbardziej spodobała mi się ta pomadka, a właściwie wykręcana kredka. Jak prezentuje się Jelly Pong Pong Lip Blush mieliście już okazję zobaczyć w poprzednim poście. Nadaje ustom intensywny kolor i delikatny połysk. Pomimo tego efekt jest naturalny i można zapomnieć o konturówce, co przyznam, bardzo mi pasuje. Od dziś to niezbędnik w mojej torebce.
![]()
Jestem też strasznie ciekawa tego dermonaprawczego cuda Clareny z witaminą U. Dwa wcześniejsze kremy (Dermo Face Hydrativ marki Tołpa i Siquens MedExpert przeciwko niedoskonałościom), które znalazłam w poprzednich boxach, jak dotąd świetnie się u mnie sprawdzają, a że kosmetyków do pielęgnacji twarzy nigdy za wiele, z chęcią zużyję całe opakowanie.
Dodatkowo bardzo entuzjastycznie podeszłam do Artego Easy Care, Dream Repair, ampułki preparatu odbudowującego przeznaczonego do pielęgnacji włosów. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu zastanawiałam się nad zakupem całej serii tych kosmetyków. Ilość produktu jest niewielka, ale nawet po jednym użyciu moje włosy były niesamowicie miękkie, nawilżone i rozczesywały się jak nigdy!
No i na koniec został jeszcze płyn micelarny Lierac Demaquillant Douceur. Uwielbiam wszystkie micele! Łagodzą podrażnienia, oczyszczają jak mydło/żel, reagują jak woda, neutralizują jak tonik, a nawilżają jak mleczko. Wszystkie też mają u mnie "pod górkę", bo zawsze porównuję je do mojego faworyta - Biodermy, Sensibio H2O. Jest doskonały, najlepszy i jedyny. Ten też nie dał mu rady.
Aha! Zupełnie zapomniałam o bonie w wysokości 100 zł na zakupy w sklepie Answear. Szkoda tylko, że można go zrealizować dopiero wtedy, gdy wartość naszego zamówienia przekroczy 300 zł... wielkie dzięki.
Cenię sobie nowości rynkowe, dlatego fajnie móc przetestować zestaw do depilacji Gillette Venus&Olay zanim znajdzie się w regularnej sprzedaży. Łączy on w sobie najlepszą technologię Gillette z wiedzą ekspertów Olay w dziedzinie pielęgnacji skóry. No, zapowiada się całkiem fajnie.
A Wy co myślcie o marcowym boxie? Ja z niecierpliwością czekam na kolejne pudełko, oby było jeszcze lepsze! :-)